Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kino "Halszka" w Szamotułach: Jak wygląda życie w kinie "od środka"?

Redakcja
Kino "Halszka" w Szamotułach. Pani Bogunia jest sprzątaczką i bileterką, od 8 lat dba o przygotowanie kina do wizyty widzów
Kino "Halszka" w Szamotułach. Pani Bogunia jest sprzątaczką i bileterką, od 8 lat dba o przygotowanie kina do wizyty widzów Magda Prętka
Kino "Halszka" w Szamotułach - jak wygląda jego życie "od środka"? Postanowiliśmy sprawdzić co dzieje się w kinie, gdy zaczyna się seans... Opowiadała o tym ekipa "Halszki": kasjerka Ewa, bileterka i sprzątaczka Bogunia oraz kinooperatorzy - Sławek i Janek, który pełni również obowiązki kierownika kina

Szamotulskie kino tworzą ludzie – widzowie, ale też i ci, którzy dbają o to, by „Halszka” sprawnie działała. Ewa, Bogunia, Sławek, Janek i Dawid. Dziś opowiemy o czwórce z nich – małej, kinowej rodzinie...

Jedenaście rzędów małych składanych krzesełek z czerwonym wybiciem. Od piątku do wtorku siadają na nich setki, a niekiedy grubo ponad tysiąc mieszkańców. Większość z nich zna tylko hol, klatkę schodową prowadzącą na piętro i salę kinową. Pozostałe pomieszczenia, poza pracownikami „Halszki”, mało kto widział. Niewielu też zna sekretne życie kina, gdy zaczyna się seans.

Oddychają magią kina

Wczesne popołudnie. Pani Bogunia przekręca klucz w zamku frontowych drzwi kina. Jeśli nie zaplanowano dodatkowych seansów, to ona jako pierwsza zjawia się w „Halszce”. Wszędzie panuje ciemność, cisza absolutna. – Człowiek słyszy swój własny oddech, jak w filmie grozy – mówi pani Bogunia.
Jest sprzątaczką i bileterką, od 8 lat odpowiada za przygotowanie obiektu do wizyty mieszkańców. Trudno byłoby wyobrazić sobie kino bez niej – tego specyficznego poczucia humoru i zabawnych historii, którymi karmi całą ekipę. Jest ich gwiazdą. Iza, która kieruje „Halszką”, a obecnie przebywa na urlopie macierzyńskim, od lat spisuje powiedzenia i sentencje pani Bogusi. Śmieje się, że kiedyś trzeba będzie je opublikować.

– Jak wygląda życie kina z drugiej strony? – zastanawia się Bogunia – Po pierwsze jest placek! Dzień bez placka w kinie, to dzień stracony! – żartuje. – A tak na poważnie, to najtrudniejsze jest przygotowanie sali kinowej pomiędzy seansami, kiedy przerwy między jednym a drugim filmem są bardzo krótkie. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to fantastyczne, pełne magii miejsce. – dodaje.

2 stycznia minęło 25 lat od chwili, gdy pani Ewa po raz pierwszy otworzyła kinową kasę. Mimo, iż czasem ktoś ją na tym miejscu zastępuje, jest wręcz ikoną tej części kina. Mówi, że nie zrezygnowałaby z pracy w „Halszce” za nic na świecie.

– Tutaj zawsze coś się dzieje. – przekonuje – Gdy złamałam nogę i przebywałam na zwolnieniu lekarskim, nie mogłam się doczekać, kiedy wrócę do pracy. Lekarz mówił, że jestem nienormalna, ale to kino chyba weszło mi już krew – uśmiecha się.

Pojawia się w nim zazwyczaj jako druga, zaraz po pani Boguni. Wprowadza rezerwacje, otwiera kasę, czeka na widzów. Przed seansami staje na rzęsach, by obsłużyć wszystkich mieszkańców– sprzedać bilety, udzielić niezbędnych informacji. Zawsze musi być też w gotowości, by pomóc klientowi z problemem. Tak było np. w sytuacji, gdy jedna z mieszkanek zatrzasnęła się w toalecie. Za czasów kierownika Galasa natomiast, podczas konkursu poezji śpiewanej „Amor i Psyche” prowadziła kawiarenkę. Z kasy unosił się wówczas aromatyczny zapach parzonej kawy, a każda z osób przebywających w kinie mogła zakupić coś słodkiego. – To nadawało temu miejscu tylko dodatkowego uroku. – wspomina.

Brakuje terkotu taśmy

Zanim na sali kinowej zasiądą widzowie, pan Sławek pokonuje wąskie schody schowane za drzwiami przy pokoju bileterskim, by dotrzeć do kabiny kinooperatora. To najbardziej tajemnicze, bo najmniej dostępne pomieszczenie „Halszki”. Serce kina. Pan Sławek zna je doskonale. Zjawił się tu jako młody chłopak ponad 20 lat temu. To była jego pierwsza praca. Pełnił wtedy funkcję pomocnika kinooperatora. Z czasem, po ukończeniu specjalnego kursu, awansował na kinooperatora pierwszego stopnia. Po 3 latach został jednak wezwany do służby wojskowej. Na dłuższy czas rozstał się z „Halszką”. Wrócił za sprawą pani Ewy. – Jakieś 7 lat temu brakowało nam kinooperatorów. Zaczepiłam Sławka na ulicy, powiedziałam żeby przyszedł na rozmowę do kierownika. No i od tego czasu znów jest z nami. – wyjaśnia.

Oboje są źródłem niezliczonych opowieści o „Halszce” za czasów kina analogowego. Pan Sławek wspomina wieczorne spacery na dworzec PKP, skąd odbierało się szpule filmów. Jedna paczka mogła ważyć nawet 40 kg. Do przewiezienia kopii do kina potrzebny był zatem 2 – kołowy wózek.

– A gdy trzeba było zimą, w mrozie iść na dworzec – to dopiero było wyzwanie! Kiedyś zatrzymali mnie nawet policjanci zdziwieni, co ja na tym wózku wiozę. – mówi z uśmiechem.

Praca kinooperatora na projektorze analogowym wyglądała zgoła inaczej, aniżeli w przypadku sprzętu cyfrowego. Pan Sławek opowiada o przewijaniu filmów i zrywaniu się taśm filmowych, które na szybko trzeba było kleić przy pomocy specjalnej maszynki.

– To trwało jakieś 2 minuty. Publiczność w tym czasie musiała uzbroić się w cierpliwość i chwilę poczekać. Podobnie sprawa wyglądała, gdy trzeba było zmieniać taśmy. Przykładowo – jeden film podzielony był na 5 – 6 szpul, każda z nich trwała około 17 minut. Należało zatem być czujnym, gdy czas wyświetlania jednej będzie się kończyć i zmienić ją na kolejną. Bywały i takie filmy, w szczególności bajki, gdzie szpule trzeba było zmieniać co 7 minut. Proszę sobie wyobrazić to bieganie po kabinie. – wspomina – Kiedyś kinooperator z pewnością miał więcej pracy, obowiązków. Filmy trzeba było odebrać, uszykować – tak, by nie pomylić kolejności wyświetlania poszczególnych części, a do tego być przygotowanym na ewentualną awarię taśmy, czy sprzętu. W porównaniu do kina analogowego, to dzisiejsze – cyfrowe, pod względem mojej pracy jest trochę sztuczne. Za wszystko odpowiada w zasadzie maszyna. Brakuje tego terkotu taśmy. – wyjaśnia.

Niespodzianki

Pani Ewa przyznaje, że kinooperatorzy faktycznie mieli niegdyś ręce pełne roboty. I rzeczywiście musieli być czujni, bo celuloidowa taśma potrafiła płatać figle.

– Pamiętam, że gdy za wyświetlanie filmów odpowiadał już ś.p Piotr Piotrowicz, mieliśmy dość kłopotliwą, ale i zarazem zabawną sytuację. Otóż seans trwał, ale po pewnym czasie do kasy zaczęli schodzić widzowie zaniepokojeni tym, że na ekranie nic się nie dzieje. Oczywiście byli przygotowani na chwilową przerwę spowodowaną zmianą szpuli, ale nie miało to trwa

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szamotuly.naszemiasto.pl Nasze Miasto