Żyją trochę jak rockmani – ciągle w trasie. Łukasz i Boguś oddali się rzeźbiarstwu bez reszty, to ich praca. Z pleneru jadą na plener. Zanim Łukasz zawitał do Szamotuł, tylko w tym roku wziął udział w trzynastu podobnych wydarzeniach. Piotr mówi, że gdy po plenerze wraca do domu, trudno wejść mu w inny – ten „normalny” rytm życia.
– Po dwóch dniach człowiek tęskni za plenerem, chce wyjechać na kolejny – tłumaczy.
Inni myślą podobnie. Pasja stała się nie tylko sposobem na życie, czy znaczną jego częścią wypełniającą każdą z wolnych chwil, ale i uzależnieniem. Takim pozytywnym narkotykiem, który z jednej strony pozwala zapomnieć o zmartwieniach, z drugiej – wyzwala niesamowitą radość podczas aktu tworzenia, jak i po nim – kiedy rzeźba jest już gotowa, gdy z uśmiechem spoglądają na nią nowi „właściciele”.
Szamotuły od 5 lat z wesołymi, pełnymi uznania oczyma spotykają się z ich dziełami. To oczy tysięcy mieszkańców, dla których koniec sierpnia już zawsze wiązać się będzie z wielkim świętem Szamotuł. To wtedy rzeźbiarze powracają do miasta.
W środowe przedpołudnie, 26 sierpnia w Parku Zamkowym czas się zatrzymał. Wystarczyło, by ośmiu mężczyzn stanęło przy ogromnych kłodach drzewa, rozdzieliło między siebie pracę i chwilę później wyciągnęło hałaśliwe piły mechaniczne, by przechodnie zamarli. Na parę sekund zamarły i pobliskie ulice. Miasto wiedziało już, co właśnie się stało. Plener rzeźbiarski w Szamotułach odbywający się pod hasłem „Wielki powrót rzeźb” wystartował po raz piąty.
Tadeusz Bardelas, Zdzisław Gotfryd, Grzegorz Hadzicki, Jerzy Kopeć, Bogusław Migel, Piotr Staszak, Eugeniusz Tacik i Łukasz Zabłocki – to oni odpowiedzialni są za to całe zamieszanie. Większość z nich Szamotuły poznała już podczas poprzednich plenerów. Łukasz i Zdzisław gościli w mieście po raz pierwszy, ale jak sami mówili – z chęcią tu wrócą. Magnetyzm szamotulan i niepowtarzalny klimat pleneru, zrobiły swoje.
A mieszkańcy? Wielu już dziś czeka za przyszłoroczną edycją „Wielkiego powrotu rzeźb”. Do parku zaglądali zresztą z radością, by z jeszcze większym podziwem przyglądać się twórczej pracy. Robili zdjęcia, gratulowali, zabierali skrawki drzewa „na pamiątkę”. I znów powtarzali, tak niezmienne od lat przekonanie – przecież oni są już nasi!
W ciągu czterech dni stworzyli rzecz nietuzinkową. Dzieciątko Jezus spoczywające w żłóbku, Maryja czuwająca wraz z Józefem, Trzej Królowie i ich dary, a do tego pastuszek z owieczką na rękach i wesoły osiołek. Takiej szopki bożonarodzeniowej w Szamotułach jeszcze nie było. Ci, którym nie udało jej się zobaczyć w trakcie pleneru, będą musieli poczekać aż do grudnia. W okresie świątecznym szopka stanie w samym sercu miasta – na Rynku (na terenie dawnej stacji benzynowej), zostanie odpowiednio podświetlona. To przy niej rozbrzmiewać będą kolędy podczas Mikołajek, które SzOK w tym roku zamierza zorganizować w plenerze.
Kiedy w niedzielę rzeźbiarze opuścili Szamotuły, Park Zamkowy nagle stał się strasznie pusty. Nie słychać już dźwięku pił mechanicznych i głośnych śmiechów rzeźbiarzy. Powrócą tu za rok. Wówczas miasto znów będzie świętować.
Organizatorem pleneru był Szamotulski Ośrodek Kultury.
Więcej na temat wizyty rzeźbiarzy w Szamotułach w piątkowym Dniu Szamotulskim
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?