Szamotulska Sparta po raz ostatni podejmowała u siebie imienniczkę ze Złotowa w roku 2009, w ramach rozgrywek IV ligi grupy północnej. Gospodarze wygrali wówczas 2:1, po golach Sebastiana Sienkiewicza i Przemysława Szały. Sobotnie spotkanie rodziło zatem nadzieje na powtórne zwycięstwo, a tym samym i powiększenie dorobku punktowego podopiecznych trenera, Bernarda Szmyta. Po sromotnej porażce w Skokach kibice jednak ostrożnie podchodzili do "obstawiania" wyniku. W ligowej tabeli Sparta Złotów znajdowała się o oczko wyżej od szamotulan - co prawda z tym samym dorobkiem punktowym, lecz lepszym stosunkiem strzelonych goli. Mogło, więc być różnie.
Zawodnicy obu drużyn postawili na szybką piłkę. Gra, ze środka pola, na zmianę przenosiła się w pole podbramkowe przyjezdnych i gospodarzy. To jednak spartanie znacznie odważniej podchodzili pod bramkę gości, stwarzając sobie wyśmienite okazje na strzelenie gola. Niestety, brak pewności siebie w sytuacjach sam na sam z jednym obrońcą drużyny rywali sprawiał, że niemalże stuprocentowe okazje kończyły się zawodem kibiców. Wszystko zmieniło się w 21 minucie, gdy dobrze ustawiony na prawym skrzydle Paweł Szczepaniak przechwycił podanie od Denisa Maćkowiaka i nie zastanawiając się zbyt długo z impetem zapakował futbolówkę do bramki przyjezdnych. Szamotulanie objęli prowadzenie na 1:0.
Popularny "Perez" ponownie dał o sobie znać w doliczonym czasie gry pierwszej połowy meczu. Po dośrodkowaniu z lewego skrzydła, odbiera piłkę od Maćkowiaka, który nie decyduje się na strzał. Szczepaniak jednak nie waha się i po raz drugi zmusza golkipera gości do kapitulacji. To był gol na zejście do szatni - komentowali z radością kibice szamotulan.
Początek drugiej połowy spotkania wzbudził, już i tak zaostrzone, apetyty trybun na podwyższenie wyniku. W 47 minucie na chwilę zaspokoił je Szymon Sierżant, który w ładnym stylu zdobył 3 gola dla gospodarzy. Ale festiwal strzelecki dopiero się rozpoczynał. Niestety, wziął w nim udział również kapitan zespołu, Michał Łach. Niestety, gdyż fatalna próba obrony bramki Gracjana Kłosa zakończyła się samobójczym golem.
W 62 minucie do głosu w końcu doszedł czołowy snajper szamotulskiej drużyny, Denis Maćkowiak, którego dotychczasowe akcje w polu karnym zespołu ze Złotowa kończyły się porażką. Nie tym razem jednak. Maćkowiak z lewego skrzydła sunie pod bramkę gości i... nie pudłuje! Na trybunach słychać gromkie brawa. Po raz kolejny wypełnią one szamotulski stadion w 66', kiedy Maćkowiak dowiedzie, że nie bez powodu określany jest najbardziej bramkostrzelnym zawodnikiem Sparty Szamotuły. Gospodarze prowadzili już 5:1. Wynik utrzymał się jednak tylko przez kilka minut.
Dobra dyspozycja Aleksandra Pieczaka, który w drugiej połowie wbiegł na boisko, nie uszła uwadze kibiców. Młody, lecz bardzo waleczny zawodnik przegrał co prawda pierwsze starcie z obrońcą rywali tuż przed polem podbramkowym, lecz drugiej okazji na wpisanie się na listę strzelców nie zamierzał marnować. W 70 minucie uderzona przez niego futbolówka trafia w siatkę. Do przerwy wynik nie uległ już zmianie - mecz zakończył się wygraną podopiecznych trenera Szmyta 6:1.
Warto podkreślić, że gdyby wszystkie próby strzeleckie szamotulan w tym spotkaniu okazały się celne, miejscowi finalnie mogliby wypracować dwucyfrowy wynik. Niemniej, rehabilitację po porażce z Wełną Skoki należy uznać za udaną.
Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?