Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szamotuły. Z Garbusami jest jak z winem - im starsze tym lepsze i... droższe. Eugeniusz Eichmann opowiada o swojej pasji [ZDJĘCIA]

Magda Prętka
Magda Prętka
Eugeniusz Eichmann, to nie tylko emerytowany nauczyciel techniki i matematyki ze Szkoły Podstawowej nr 3 w Szamotułach, którego kilka pokoleń absolwentów oraz absolwentek do dziś wspomina z ogromną serdecznością i szerokim uśmiechem na twarzy. To również człowiek wielkiej pasji. W ubiegłym roku opowiadał nam o swoim zamiłowaniu do niezawodnych Wolksvagenów

Garbusy mają w sobie to "coś"

Jako młody chłopak obserwował zza okna tramwaju Garbusy przejeżdżające przez Poznań. Lubił je liczyć w drodze do szkoły, przyglądając się detalom nietypowej konstrukcji samochodów. Dziś z niemałym sentymentem wylicza te, który wpisały się w jego dorosłe życie, budując wieloletnią pasję do motoryzacji. I chociaż jest już doświadczonym mężczyzną, cały czas pielęgnuje w sobie młodzieńczą fascynację.

- Garbusy po prostu mają w sobie to „coś” - przyznawał z uśmiechem.

Przez życie pana Genia przewinęło się ponad 20 samochodów!

Ponad 50 lat temu – w 1968 roku Eugeniusz Eichmann stał się posiadaczem pięknego BMW, rocznik 37’, od którego rozpoczęła się jego wielka przygoda z motoryzacją. Później były Syreny, Warszawy, Fiaty, Hondy i inne auta – przede wszystkim produkcji włoskiej i niemieckiej, w tym oczywiście – Garbusy. Doliczył się ponad 20 samochodów różnych marek, które przewinęły się przez jego życie. Nadal nie wie dlaczego, ale nigdy nie posiadał aut produkowanych w Stanach Zjednoczonych i Francji.

- Na początku lat 90. znowu „wszedłem” w Garbusy. W sumie miałem ich 6. Swego czasu przy moim domu stały aż 3, w tym jeden wyjątkowy – z szyberdachem. Później, z różnych względów zdecydowałem się je sprzedać. Obecnie posiadam 2 Garbusy, w tym liczącą sobie już 45 lat wersję 1303 s, czyli sport, z mocnym silnikiem 1600 m3 , a także nowoczesną wersję Garbusa – New Beetle. Oba w kolorze czarnym. Pierwszy z wymienionych jest ze mną zadziwiająco długo, bo już 12 lat. Kupiłem go w Poznaniu, dość spontanicznie. Stał w ogrodzie u mechanika, do którego zajrzałem. Zapytałem, czy nie chciałby sprzedać auta, a on się zgodził, dogadaliśmy się co do ceny, no i stało się! Wcześniej jeździła nim ponoć nauczycielka z Nowego Tomyśla, zaś samochód do Polski przyjechał z Francji – opowiadał Eugeniusz Eichmann – To ostatnia wersja, jaka wychodziła – tzw. mexico lub brazylijska, ale produkowana jeszcze w Niemczech. Ma panoramiczną szybę, hamulec tarczowy z przodu, blokadę kierownicy, a nawet ogrzewanie tylnej szyby i spryskiwacze przy przedniej. Charakterystyczny jest też poszerzony tył wraz z szerokimi oponami. Te przednie są węższe i muszę je wymienić. Niedawno zrobiłem mały remont – wymieniłem m.in. tapicerkę, ale jeszcze nad paroma rzeczami muszę popracować – wyjaśniał.

Szamotuły. "Dookoła Gruzu", czyli raz jeszcze o pasji do Gar...

"Kto smaruje ten jedzie"

Co ciekawe - choć samochód trochę lat na karku już ma, jest dość ekonomicznym autem. Wbrew pozorom nie pali dużo, bo około 7 litrów. Zdaniem Eugeniusza Eichmanna, to zasługa bieżącej kontroli atmosfer w ogumieniu oraz odpowiedniego ustawienia zapłonu. Ważna jest także regularna wymiana oleju, zgodnie ze starą, sprawdzoną zasadą „kto smaruje, ten jedzie”.

- To naprawdę dobre auto. Jego siłą jest przede wszystkim prosta konstrukcja – nie ma tu żadnych pasków rozrządu, czy pompy wodnej. Zresztą, jeśli sięgniemy do historii, to te samochody po prostu musiały być niezawodne. Założenie było takie, że na zakup Garbusa miało być stać każdą niemiecką rodzinę – auto miało wyciągać 100 km/h i kosztować 1000 marek. Potem Garbusy przeszły na produkcję wojenną i proszę zauważyć, że – po kilku przeróbkach, gdy stały się małymi samochodami pancernymi – jeździły w czasie wojny zarówno u nas, jak i na froncie wschodnim, gdzie temperatury sięgały - 40 stopni, a także w Afryce, gdzie temperatury potrafiły z kolei sięgać +40 stopni – mówił Eichmann.

Wersja 1303 s, którą posiada faktycznie jest tą wymarzoną. Śmieje się jednak, że nie potrafi określić, jak wiele kilometrów auto przejechało, gdyż w istocie nie wiadomo ile razy w swojej dotychczasowej historii licznik obrócił się wokoło. On sam zrobił Garbusem około 10 tys. km.

- Zimą nim nie jeżdżę. Można powiedzieć, że jest wówczas na stałej konserwacji -o ile to możliwe - pod dachem. Choć materiał jest bardzo dobry, po tylu latach stal lubi korodować – szczególnie gdy ma kontakt ze śniegiem i solą. To fatalne dla takiego samochodu, zresztą dla każdego – tłumaczył.

Swojego pierwszego Garbusa natomiast kupił pod koniec lat 60. lub na początku lat 70.

- Za dużo tych aut było i naprawdę nie pamiętam – mówił z uśmiechem – To był jednak piękny, niebieski Garbus z silnikiem o pojemności 1300 m3. Miałem go około roku, później sprzedałem, bodajże do Otorowa – dodał.

Swoją pasją zaraża innych

Pasją do samochodów o nietypowej konstrukcji udało mu się zarazić już wielu znajomych, a także członków rodziny. Przysłowiowego bakcyla połknął również jego syn Marcin, który towarzyszył ojcu podczas rozmaitych podróży Garbusami odkąd skończył 6 lat. To właśnie on, kilka lat temu powstrzymał pana Eugeniusza przed sprzedażą modelu 1303 s. Pasjonaci z Frankfurtu nad Menem zainteresowali się nim na jednym ze zlotów.

- Marcin namówił mnie, abym samochodu nie sprzedawał i faktycznie tego nie zrobiłem. Dziś jestem mu bardzo wdzięczny. Myślę zresztą, że dopóki auto będzie na chodzie i w dobrym stanie, pozostanie ze mną – wyznawał Eichmann.

Gm. Szamotuły. W Przecławiu stacjonuje niezwykły autobus. Wy...

Złoty Garbusów

Ważne miejsce w historii motoryzacyjnej przygody zajmują zloty miłośników i miłośniczek Garbusów. Pan Eugeniusz jeździ na nie od początku lat 2000. Pierwszy – w pobliskich Obornikach - był stosunkowo niewielki. Ten w Przybrodzinie nieopodal Powidza, dokąd wybrał się w roku 2006 (i wracał w latach kolejnych) zgromadził już znacznie więcej „garbusiarzy”. Potem były wyprawy na Śląsk i Dolny Śląsk, a nawet do Niemiec.

- Zlot w Berlinie zapamiętam na bardzo długo. To była wielka impreza z udziałem 3 tysięcy Garbusów! Przyjechały wtedy nawet 2 wozy z Łotwy. Sznur samochodów ciągnął się od Bramy Brandenburskiej aż do Kolumny Zwycięstwa. My jechaliśmy z poznańską grupą, w sumie chyba 11 Garbusami. Do Berlina przyjechali też „garbusiarze” z Dolnego Śląska – wspominał Eugeniusz Eichmann – Ale ten zlot zapamiętam również z innego powodu. Pogoda była fatalna – straszna ulewa. I proszę sobie wyobrazić, że w tym deszczu, w drodze do Berlina koledzy 10 razy musieli mnie zapychać! Prądnica nie ładowała. W końcu jednak dojechaliśmy. Na miejscu szybko znalazłem warsztat samochodowy, wziąłem akumulator pod pachę, mechanicy go naładowali, wykasowali swoje, ale do Szamotuł szczęśliwie wróciłem. Taka to przygoda – dodał.

Podobnych było jeszcze kilka. Podczas zlotu na Dolnym Śląsku – na trasie wiodącej nieopodal góry Ślęży, silnik w zacnym Garbusie postanowił zrobić panu Geniowi psikusa. Z pomocą, w mgnieniu oka pospieszył jednak jego chrześniak (nota bene również właściciel Garbusa), który przez kolejnych 150 km zmuszony był holować wóz wuja.

- Takie rzeczy w starych autach niestety się zdarzają. Całe szczęście, że osoby, które biorą udział w zlotach, to w dużej mierze mechanicy samochodowi, więc rąk do pomocy nigdy nie brakuje. Na miejscu zlotu natomiast zazwyczaj rozstawione są stoiska, na których można zakupić zarówno nowe, jak i stare części do auta, więc w sytuacji patowej, to też duże wsparcie – tłumaczył – Niemniej jednak, nie lubię jeździć sam na zloty. „Wóz techniczny” zawsze warto mieć w pogotowiu – śmiał się.

Atmosfera panująca na spotkaniach pasjonatów i pasjonatek Garbusów – jak przyznaje szamotulanin – jest niepowtarzalna. „Garbusiarze” wymieniają się doświadczeniem i wiedzą np. w zakresie rozwiązań technicznych. Nie brakuje też wspólnej biesiady, konkursów sprawnościowych dla dzieci, jak i osób dorosłych, pamiątkowych gadżetów od organizatorów oraz wielkiej parady będącej tzw. gwoździem programu.

- Spośród wszystkich zlotów, w których brałem udział najmilej wspominam te organizowane w Niechorzu. Być może dlatego, że mam sentyment do Bałtyku. W Kołobrzegu odbywałem 2-letnią służbę wojskową, zaś do Niechorza jeździłem już jako dziecko – ciocia prowadziła tam gabinet lekarski. To bardzo miłe wspomnienia. Co do samego zlotu jednak, to w tym przypadku parada jest naprawdę wyjątkowa. Wszystkie Garbusy, a zazwyczaj jest ich około 50, jadą w barwnym korowodzie do Rewala, Trzęsacza, Pobierowa i Pustkowa. Wzbudzamy wówczas żywe zainteresowanie letników, którzy nagle zapominają o plażowaniu i spieszą, by zobaczyć paradę – opowiadał szamotulanin - W ubiegłym roku, z uwagi na pandemię zlot w Niechorzu został przesunięty na inny termin. Zwykle odbywał się on wraz z końcem roku szkolnego. Mówi się trudno, żyje się dalej- dopowiadał.

Zdarzają się też zabawne historie

Na swoim koncie ma też niemały sukces. Podczas zlotu w niemieckim Finowfurt okazał się bowiem jednym z najlepszych zawodników, startujących w „garbusowym slalomie”.

- To raczej zabawa, aniżeli poważna rywalizacja, choć pewne umiejętności trzeba posiadać. Slalom stanowi jedną z atrakcji dodatkowych przygotowanych przez organizatorów imprezy. Ku zdumieniu berlińczyków, którzy do Finowfurt też zawitali, II miejsce zajął facet z małych Szamotuł w Polsce. Być może byłbym pierwszy, ale Niemcom pewnie nie wypadało... – śmiał się - Uhonorowano mnie za to medalem i pamiątkowym pucharem – opowiadał z dumą prezentując trofea.

„Garbusiarze” w istocie tworzą jedną wielką rodzinę. Większość z nich zna się doskonale, ale i tych rozpoczynających dopiero motoryzacyjną przygodę, też nie brakuje. Na zlotach nierzadko pojawiają się młodzi rodzice z maluchami.

- Zdarzają się też bardzo zabawne historie. Pamiętam, że na jednym zlocie otworzyłem tylną klapę i grzebałem coś przy silniku, gdy zza pleców usłyszałem komentarze. Żona mówi do męża: zobacz, on ma zapasowy silnik! Nie zaprzeczyłem. Szerze przyznam, że miałem spory ubaw – wspominał.

Niegdyś podczas zlotów towarzyszyła mu grupa 6-7 takich samych jak on pasjonatów z Szamotuł. Z czasem jednak gusta kolegów zaczęły się zmieniać, a zainteresowanie Garbusami słabło. Eugeniusz Eichmann jednak ani myślał o tym, by swoje ukochane auto zamienić np. na popularnego „ogórka”.

Czy gdyby miał możliwość zakupiłby kolejny „egzemplarz”? Bez zastanowienia mówi: tak!

- Z Garbusami ponoć jest jak z winem – im starsze tym lepsze i droższe, ale z drugiej strony coś w tych samochodach jest. One po prostu mają duszę – skwitował.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziwne wpisy Jacka Protasiewicz. Wojewoda traci stanowisko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szamotuly.naszemiasto.pl Nasze Miasto